Martín Caparrós "Głód"
3.4.17
Zdaję sobie sprawę, że
blog kulinarny to jest ostatnie miejsce do szukania trudnych zagadnień i
bolesnych tematów. Blog kulinarny to miejsce, do którego zaglądamy po
inspiracje, miłe wrażenia, ładne obrazki. Jedzenie ma sprawiać nam przyjemność.
Ale czasem trzeba się zatrzymać i zajrzeć na tę drugą, mroczną stronę. Jedzenia
potrzebujemy do życia i bardzo duża część ludzkości nadal musi codziennie
walczyć, by móc cokolwiek włożyć do ust.
"Czytelniku,
czytelniczko, jeśli zabierzesz się do lektury tej książki, zainteresujesz się
nią i przeczytasz ją w, dajmy na to, osiem godzin, w tym samym czasie umrze z
głodu 8 tysięcy osób. To dużo: 8 tysięcy. Jeśli tego nie zrobisz, ludzie umrą i tak, ale będziesz
miał to szczęście, że się o tym nie dowiesz..." - pisze Martín Caparrós we
wstępie swojej ponad siedmiusetstronicowej książki o znamiennym tytule “Głód”.
Jeżeli odważysz się zajrzeć dalej, autor zabierze cię w podróż zarówno po
oczywistych w kontekście głodu miejscach, jak Afryka czy Indie, jak i mniej -
na przykład Stany Zjednoczone czy Argentyna. I spróbuje wyjaśnić jak to możliwe
(to pytanie - “jak to możliwe?” - pojawi się na kartach tej książki
wielokrotnie), że w świecie, w którym produkujemy wystarczającą ilość jedzenia,
żeby każdy człowiek kładł się spać z pełnym brzuchem, ludzie umierają z głodu.
Z resztą ten głód ma bardzo różne oblicza: otyli biedni amerykanie, żyjący na
kartkach żywnościowych (food stamp),
będą w porównaniu do indyjskich wdów czy afrykańskich matek bogaczami (a ich
tusza najlepiej o tym świadczy). Jednak niedożywienie dzieci (którym rodzice
starają się zapewnić wystarczającą ilość jedzenia, ale nie są w stanie zapewnić
jego jakości) czy właśnie otyłość, która coraz silniej wiąże się z biedą w
rozwiniętych krajach, przez najtańsze i najgorszej jakości jedzenie, to są nowe
maski starego problemu.
Czy “Głód” to książka
doskonała? Nie. Irytuje mnie emocjonalny ton, w który raz po raz wpada autor.
Czytelnik wie, że jest problem i chce się dowiedzieć więcej (dlatego sięga po
ten tytuł), ale wciskanie mu poczucia winy, kiedy nie ma nic wspólnego z
manipulacjami na giełdzie, dystrybucją pomocy humanitarnej czy lobbingiem
wielkich korporacji, może go tylko zniechęcić. Ale może to mój osobisty problem
z autorami przelewającymi swoje emocje na czytelników… Niemniej gdy odrzucić te
wstawki, zostają wstrząsające świadectwa oraz obszerna, całościowa analiza
problemu. Dlatego uważam, że “Głód” to książka niezwykle ważna, bo mimo tego,
że większość z nas nie będzie mogła podjąć działań na wielką skalę, to dzięki
tej lekturze możemy pomyśleć, co można zrobić w mikroskali.
Widzę to wzruszenie
ramion “co ja mogę zrobić?” To nie muszą być duże rzeczy, poniżej znajdziesz kilka moich propozycji. Możesz:
- nie marnować jedzenia - kupować z głową, wykorzystywać do końca, a jak coś zostaje to zaprzyjaźnić się z jadłodzielniami (miejsca, w których można zostawić jedzenie, w linku jest lista jadłodzielni warszawskich, ale są też w innych miastach);
- wpłacić raz na jakiś czas grosz na akcję Pajacyk.W Polsce może nie ma osób głodujących, ale jest sporo niedożywionych. PAH przez akcję Pajacyk finansuje posiłki w szkołach i placówkach środowiskowych, oraz zapewnia dostęp do żywności tam, gdzie jej nie ma – w regionach świata, gdzie panuje ubóstwo lub toczą się wojny i trwałe konflikty zbrojne (do tej pory Syria, Sudan Południowy, Somalia);
- głosować na polityków, którzy nie spychają pod dywan takich zagadnień, jak: zmiany klimatyczne, degradacja środowiska, rosnące nierówności społeczne, brak kontroli nad działaniami międzynarodowych korporacji itp. Bacznie trzeba się przyglądać obietnicom politycznym, planom działań i ich realizacji. To jedyna opcja wpłynięcia na “te wielkie sprawy” przez nas, maluczkich.
- znajdzie
się też mała rola dla popularyzatorów trendów kulinarnych, jakimi są
blogerzy: zastanówcie się sto razy zanim z entuzjazmem napiszecie o jakimś
kolejnym superfood z dalekich krajów. Coś co dla Was będzie miłym
urozmaiceniem diety (jak na przykład quinoa
czy nerkowce), dla kogoś może stać się sprawą zdrowia lub życia.
Chcecie być eko i fair? Spożywajcie i promujcie lokalne produkty, których
nie trzeba przewozić samolotami z daleka, a nie takie, których masowa produkcja dla
bogatego zachodu może spowodować naruszenie stabilności lokalnej
gospodarki. Nie mówię, żeby przestać konsumować wszystkie zagraniczne
produkty, ale warto robić to świadomie i z głową.
Wydawnictwo LiterackiePrzekład: Marta Szafrańska-Brandt
0 komentarze