Tym razem weekend był z akcentem węgierskim. Z książeczki "Podróże kulinarne - kuchnia węgierska" wyciągnęłam przepis na pörkölt. Rzecz jasna, znów namieszałam w przepisie, żeby dostosować go do naszych zasobów i smaków, szczególnie że miałam mięso wołowe a nie wieprzowe, z jakiego głównie przygotowuje się to danie (choć różne źródła podają różnie). W każdym razie wyszło aromatycznie, sycąco i bardzo smacznie.
Pörkölt
(na 3-4 osoby)
- ok 500g mięsa wołowego extra na gulasz (lub wieprzowego)
- 1 duża cebula
- 1 puszka pomidorów
- 4 zÄ…bki czosnku
- 1 czerwona papryka
- szklanka bulionu mięsnego
- słodka i ostra papryka mielona, sól, pieprz, majeranek
- olej
Wrzucić pokrojone mięso na rozgrzany olej i podsmażyć dokładnie (do zrumienienie). Cebulę i czosnek posiekać, z papryki wyciąć gniazdo nasienne i pokroić w kostkę. Warzywa wrzucić do mięsa, chwilę razem smażyć. Następnie zalać bulionem i dusić pod przykryciem ok 40min na średnim ogniu. Po tym czasie odkryć pokrywkę i - jeśli sos nadal jest zbyt wodnisty - pogotować chwilę, aż płyn odparuje. Pokroić pomidory i razem z sosem z puszki dodać do mięsa. Znów gotować, by odparował nadmiar wody. Doprawić do smaku, podawać z ziemniakami.
Na deser zaś była tarta kukułkowa (oszukana). Przeczytałam o niej na blogu Liski. Niewiele zmieniłam w stosunku do przepisu przez nią podanego, więc chętnych odsyłam do oryginału. Niestety nie miałam kawy świeżo mielonej, więc użyłam rozpuszczalnej., cukru brązowego miałam niewystarczające (dodałam biały) i do tego jasny. Nie miałam też likieru Kahlua i... właśnie popadłam w konfuzję.
Byłam święcie przekonana, że na blogu Liski rada była taka, żeby zastąpić go małą dawką bardzo mocnej kawy zmieszanej z likierem Baileys, a teraz widzę, że była mowa u rumie lub brandy. Zatem najwyraźniej popełniłam własną kombinację ;) Cóż, muszę powiedzieć, że i tak była bardzo smaczna. Na oko też zmieniałam proporcje, bo okazało się, że nie mam tak małej formy do tarty (w końcu i tak użyłam tortownicy). Ciacho wyszło więc mniej ciągnące, jaśniejsze, ale też kawowo-likierowe. To, co mi się w niej bardzo podobało to fakt, że nie była zbyt słodka. Myślę, że świetnie by do niej pasowała bita śmietana.
Na deser zaś była tarta kukułkowa (oszukana). Przeczytałam o niej na blogu Liski. Niewiele zmieniłam w stosunku do przepisu przez nią podanego, więc chętnych odsyłam do oryginału. Niestety nie miałam kawy świeżo mielonej, więc użyłam rozpuszczalnej., cukru brązowego miałam niewystarczające (dodałam biały) i do tego jasny. Nie miałam też likieru Kahlua i... właśnie popadłam w konfuzję.
Byłam święcie przekonana, że na blogu Liski rada była taka, żeby zastąpić go małą dawką bardzo mocnej kawy zmieszanej z likierem Baileys, a teraz widzę, że była mowa u rumie lub brandy. Zatem najwyraźniej popełniłam własną kombinację ;) Cóż, muszę powiedzieć, że i tak była bardzo smaczna. Na oko też zmieniałam proporcje, bo okazało się, że nie mam tak małej formy do tarty (w końcu i tak użyłam tortownicy). Ciacho wyszło więc mniej ciągnące, jaśniejsze, ale też kawowo-likierowe. To, co mi się w niej bardzo podobało to fakt, że nie była zbyt słodka. Myślę, że świetnie by do niej pasowała bita śmietana.