rozkosze stołu po chińsku

10.10.08

Ja tu o pulpetach a wspomnienia z Chin umykają, jak dym z jesiennych ognisk. A mam trochę refleksji i garść ciekawostek kulinarnych przywiezionych z Państwa Środka, którymi chętnie się podzielę. Na pierwszy rzut kilka luźnych przemyśleń na temat stosunku Chińczyków do jedzenia w ogóle.

soczyste granaty na targu w Xi'an


Prawda jest taka, że Chińczycy jedzą wszędzie. To duże i może trochę niebezpieczne uogólnienie, więc je teraz rozłożę na części pierwsze. Najlepiej jak opiszę to na przykładzie.

Powiedzmy, że wybieracie się na wycieczkę. Już przed dworcem kolejowym siedzą ludzie, wielu z nich konsumuje przekąski zakupione od ulicznych straganiarzy – mogą być to ciepłe baozi, karmelizowane jabłka na patyku czy jakiś szaszłyczek. Wchodzicie do poczekalni, w której unosi się dojmujący zapach natrętnie kojarzący się z popularnymi i u nas zupkami błyskawicznymi. Chińskie zupki są naprawdę chińskie. Tutaj sprzedaje się je zarówno w małych paczuszkach, jak i michach, które na moje oko wykarmiłyby czteroosobową rodzinę. Przy czym zupa krewetkowa ma nie tylko „aromat zbliżony do naturalnego”, ale i liofilizowane krewetki. W każdej poczekalni, nawet tej najbardziej zapyziałej, jest dostęp do gorącej wody, więc Chińczycy zalewają swoje zupki i zieloną herbatę – drugi produkt bez którego nie ruszają się z domu. Jeśli nawet uda wam się zapomnieć o wrażeniach zapachowych, to trudniej przyjdzie wam uciec przed atrakcjami dźwiękowymi – wsuwając zupki (pałeczkami, żeby nie było) Chińczycy mlaszczą, siorbią i wydają mnóstwo innych dźwięków.


lepienie baozi w Tongli


W pociągu zapach zupek wzmocniony obowiązkowym glutaminianem sodu dominuje, ale Chińczycy, jak na bratni naród wschodni przystało, nie pogardzi zapakowanym w domu prowiantem, z jajem na twardo na czele (kto jechał pociągiem ukraińskim czy rosyjskim, albo pamięta jeszcze dawne podróże polską koleją, temu obrazek wyda się znajomy). Druga sprawa, w każdym pociągu (nawet tam gdzie są tylko miejsca siedzące) co chwila przechodzi korowód pań z wózkami, z których sprzedają napoje, zupki, orzeszki. Z rzeczy niejadalnych sprzedają książki, gazety, mapy oraz (raczej w dalekobieżnych) różne, ale niezmiennie badziewiaste, upominki (świecące długopisy, zabawki, pocztówki, pamiątkowe monety itp.).


uliczna sprzedaż ryb i owoców morza w Tongli


Gdy już wychyniecie nad ranem z pociągu, waszym oczom ukaże się całkiem rozbudzone miasto (aktywność miejska rozpoczyna się ok. 5-6 rano). W szybkich jadłodajniach i przy ulicznych straganach zobaczycie Chińczyków konsumujących solidne śniadanie: makarony, kleiki ryżowe, pierożki itp. Wy sami nie macie, co liczyć na europejskie śniadanie – wszelkie kawiarnie otwierają się raczej koło 8.00. Hoteli serwujących (zresztą też o barbarzyńsko wczesnych porach, z reguły do 9.00) europejskie śniadanie jest niewiele... Jeśli atrakcja turystyczna, do której zmierzacie jest położona w pięknym otoczeniu przyrody, albo ma rozległe ogrody, możecie być pewni, że (przynajmniej w sezonie) spotkacie tam tabuny Chińczyków dźwigających ze sobą prowiant. Piknik z domowymi przysmakami na łonie natury – co może być lepszego? Dla takich leniwców jak my, oczywiście są sklepiki, herbaciarnie i knajpki z całkiem niezgorszym jedzeniem.


handel uliczny w Xi'an


Wracając z trudów zwiedzania, powiedzmy koło 18.00, waszym oczom znów ukaże się festiwal jedzenia. Odbywa się on nie tylko w jadłodajniach, restauracjach i knajpach, ale również wprost na ulicy – szczególnie w biedniejszych i mniej turystycznych okolicach. Wiele rodzin rozstawia stoły przed własnymi sklepikami czy warsztatami i cała rodzina je na świeżym powietrzu, zupełnie się nie przejmując, że przechodnie zaglądają im do misek.


świeża rybka w Szanghaju


Warto też zwrócić uwagę na lokalne sklepy z owocami, rybami i różnymi wodnymi żyjątkami, czy mięsem, gdzie po prostu paluchem wskazujesz, który towar cię interesuje. Te, najczęściej otwarte na ulicę sklepy są otwarte (podobnie jak cały biznes) do ok. 22.00. Po 22.00 chińska ulica pustoszeje.


sprzedawca przypraw - Xi'an


Przyznaję się od razu, że zdjęcia z Xi'an pochodzą również z naszego poprzedniego pobytu w Chinach, także niektórzy z Was mogli je już widzieć.

Zobacz także

4 komentarze

  1. A biały kot podobny jak przy ostatniej wyprawie ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. A bo w Chinach dużo białych kotów jest ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Wspaniały opis! Do Chin się w najbliższym czasie nie wybieram, więc miło chociaż poczytać :-)

    OdpowiedzUsuń
  4. Dziękuję. W zamierzeniu opisów będzie więcej, więc zapraszam. Co prawda nie sądzę, żeby udało mi się ruszyć tym do końca tego tygodnia, ale coś jeszcze skrobnę (w tym miesiącu, mam nadzieję).

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Flickr

Created with flickr badge.