rozkosze stołu po chińsku - część 2
31.10.08Bardzo ciekawa jest struktura obsługi w większości restauracji. Bardzo licznej obsługi. W niektórych przypadkach pierwszy pracownik, z którym styka się potencjalny klient czai się na ulicy w pobliżu wejścia, by zachęcić nas do wizyty właśnie w jego knajpie. Jest to typowe dla rejonów silnie nawiedzanych przez turystów. Następnie mamy otwieracza drzwi – czyli z reguły panią, która… otwiera przed nami drzwi i zaprasza do środka (to jej jedyna praca). W regionach mniej turystycznych, to ona pełni rolę czujki zachęcając do wejścia przez otwarcie drzwi, miły uśmiech, odpowiedni gest. Od drzwi do stolika prowadzi nas inna pani a zamówienie przyjmuje kolejna (na tym etapie czasem zaczynają się pojawiać również panowie). Dania do stolika przynosi kolejna osoba, ale z reguły pani, która przyjmowała od nas zamówienie, przejmuje na sali przyniesione potrawy i to ona stawia je na stół. Poza tym cały czas dogląda czy nie brakuje nam herbaty. Taka pani ma zaledwie kilka stolików pod swoją opieką. Jeśli więc przez nieuwagę coś się rozleje albo ktoś zrzuci np. pałeczki na podłogę, już za sekundę płyn zostanie starty a nowe pałeczki przyniesione. W lepszych restauracjach nad całością czuwa jeszcze kierownik sali. Jednak, jeśli nie ma zbyt wielkiego tłoku, to ta przesadna uwaga ze strony Chińczyków może być bardzo denerwująca.
W niektórych restauracjach, kiedy goście już usiądą, obsługa podaje mokre ściereczki do wytarcia rąk. Obowiązkowo również rozlana zostaje zielona herbata (najczęściej to delikatny napar zwykłej zielonej, w lepszych trafia się na jaśminową, niektóre serwują ryżową – napar, który ja osobiście nawet lubię, choć dla białych często smakuje, jak woda po wygotowanym ryżu). Co przykre, o ile Chińczyk zawsze dostaje herbatę, o tyle białym czasami jej nie podają (zabierają wtedy kubeczki / nie stawiają czajnika) – najlepiej się wtedy o nią upomnieć. W niektórych lokalach na stole lądują drobne przekąski np. gotowane orzeszki, marynowane warzywa.
Muszę jednak powiedzieć, że azjatycki styl jedzenia bardzo mi odpowiada. U nas każdy siedzi nad swoim kotletem i nawet, jeśli ktoś wybierze coś, co go rozczaruje, to trudno, może zostawić albo zjeść. A tutaj zamawiasz kilka rzeczy, wszystko ląduje na stole na raz i raczysz się wszystkim. Skubniesz krewetkę, wciągniesz makaronik, przegryziesz zimną wołowinką, ostre można zakąsić słodkim, gorące – zimnym. Coś ci nie bardzo smakuje, nie szkodzi, masz jeszcze tyle innych talerzy, a z reguły jakiś chętny się na to znajdzie.
Rachunek przynoszony jest osobie, która zamawiała. W kilku knajpach zostaliśmy zaskoczeni, że do rachunku przyniesiono nam… sztucznego kwiatka w wazoniku. Nie wiem co niby mielibyśmy z nim zrobić, więc go nie ruszaliśmy. Napiwki, póki co, jeszcze się nie przyjęły w Chinach.
Acha, tak jak już wcześniej wspominałam restauracje działają do ok. 14.00 potem jest przerwa do ok. 17.00, na odpoczynek i posiłek dla obsługi. Wieczorem większość knajp kończy pracę o 22.00.
0 komentarze