a w dodatku...

6.8.08

Do dodatków gazetowych podchodzę raczej jak pies do jeża. Czasem jakiś film kupię czy książkę, ale mam świadomość, że zawsze jest to bieda-wersja. Z dodatkami kulinarnymi jest trochę inaczej. Jeżeli zainteresuje mnie temat, a nie mam jeszcze czegoś pokrewnego w biblioteczce, to się skuszę, ale raczej też nie rzucam się na wszystko, jak leci. Ile można w końcu mieć gazetowych publikacji (bardzo powtarzalnych) na temat kuchni włoskiej, ciast czy sałatek.

Jest jednak jedna seria dodatków, dla której straciłam głowę. To „Kulinarne podróże” wyprodukowane przez Rzeczpospolitą. Bynajmniej nie są to cienkie i szmatławe gazetki z przepisami, a seria książkowa za niemałą sumę 20zł od egzemplarza (ukazują się średnio 4 na miesiąc, łatwo obliczyć, że przepuściłam na nie już małą fortunę, choć nie mam wszystkich tomów). Z razu byłam nimi nie zainteresowana, zakładając że to kolejna seria robiona po łebkach. Na moje nieszczęście napatoczyłam się gdzieś na Kuchnię chińską, czyli drugi tom... i wpadłam.


„Kulinarne podróże” to dość porządnie wydane książki kucharskie, opatrzone bardzo ładnymi zdjęciami oraz dużym naddatkiem informacji o kulinarnej geografii opisywanych regionów, najbardziej popularnych daniach i składnikach, itp. I przyznam, że to właśnie ta część historyczno-kulturowa ujęła mnie najbardziej. Pierwsza połowa książki składa się kolejno z rozdziałów: Palcem po mapie (o kulinarnych regionach i ich charakterystyce), Z historią w tle (o tradycji tworzenia potraw i typowych produktach), Na talerzu (o sposobach przyrządzania najpopularniejszych dań i napojów) oraz Wokół stołu (o tradycjach biesiadowania, etykiecie i obyczajach kulinarnych).


Doceniam też fakt, iż poza tomami o kuchni włoskiej, chińskiej czy francuskiej czytelnik dostaje do rąk książki o mniej znanych kuchniach. W końcu ile jest na polskim rynku książek o kuchni serbskiej, karaibskiej, skandynawskiej czy nawet czeskiej? Niewiele, więc każda taka publikacja jest na wagę złota. Jasne, że specjalista nie ma tam czego szukać, ale dla zwykłego człowieka, który lubi poczytać o innych krajach i jeszcze ma kulinarnego kręćka, to bardzo fajna rzecz. Profesjonalizmu publikacji dodaje fakt, że na stronie redakcyjnej każdej książeczki zamieszczona jest bibliografia, z której korzystali twórcy a także, że nad każdą czuwa inny redaktor merytoryczny (przy Kuchni węgierskiej był to Makłowicz!). Z tego wnioskuję, że cała ta część jest przygotowywane przez Polaków, a przedruk stanowią tylko przepisy.


Może dlatego zresztą przepisy (o dziwo!) stanowią słabszą część tych publikacji. Co prawda wydawca zapewnia, że „wszystkie zamieszczone w książce przepisy są trzykrotnie sprawdzone podczas słynnych testów kulinarnych "Australian Women's Weekly". Co gwarantuje, że potrawy te są smaczne i łatwe w do przygotowania”, ale co z tego, jak co rusz w przepisach są jakieś błędy albo niedomówienia (być może to wina tłumaczenia). Nie są to jakieś bardzo duże błędy i ktoś już trochę zaprawiony w kuchennych bojach poradzi sobie bez trudu (a czasem się uśmieje, gdy zobaczy, że w przepisie na pieczonego łososia należy przygotować halibuta), ale kucharz początkujący może mieć problemy, a nieścisłości w przepisach mogą go zniechęcić. No ale dobrze, nie czepiam się, wszak to tylko dodatek gazetowy ;).


W karnym szeregu:


Dzisiejszy nabytek:


PS. Acha, żeby nie było, że tylko do czytania kupuję, to te pieczarki, które prezentowałam poniżej są właśnie z jednej z tych książeczek. A przepisy, które mnie zaintrygowały i które mam zamiar wypróbować zaznaczam sobie.

Zobacz także

4 komentarze

  1. Przegladalam jedna z tych ksiazeczek podczas ostatnich wakacji w PL i faktycznie wygladala bardzo interesujaco; a z czystej ciekawosci : czy bylo juz moze cos o kuchni szwajcarskiej?
    Pozdrawiam serdecznie!

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam :) Niestety nie było i nie będzie kuchni szwajcarskiej w tej serii. Może - jeśli będzie odpowiednio duże zainteresowanie tymi tomikami - pójdą za ciosem i wypuszczą kolejną serię.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ooo... to szkoda, bo bym kupila z ciekawosci by porownac z 'moimi' :) Ale i tak bede w takim razie sledzic dalszy ciag tej serii, bo wyglada naprawde ciekawie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Ann, wlasnie Ci odpisalam na moim blogu a propos muffinkow; dziwne, ze wyszly Ci zakalcowate, ale moze to faktycznie 'wina' zmienionych proporcji? Przykro mi :(

    OdpowiedzUsuń

LinkWithin

Flickr

Created with flickr badge.